sobota, 15 lutego 2014

Romantykiem być



Budzisz się i z automatu wyłączasz alarm w telefonie. Nie trzeba ci mówić, że robisz to zawodowo, bo przecież we wszystkim jesteś najlepszy. Tego poranka jednak coś nie gra. Walcząc z ciężkimi powiekami, tępo spoglądasz na wyświetlacz komórki. Widzisz datę, ale nie możesz skojarzyć z czym wiąże się cholerny 14. lutego. Pierwsza kreatyna? A może derbowe spotkanie Gieksy i Chorzowa? Nie, to nie to. Po trzech kwadransach rozgrzewania umysłowego procesora, orientujesz się wreszcie,  że to walentynki. Chwilia euforii, jak przy poprawnej odpowiedzi u Tadeusza Sznuka i przychodzi moment przygnębienia. Obiecałeś swojej kobiecie, że tego dnia będziesz romantyczny. 24 godziny w skórze pieprzonego Romea.

Dobrze, że potrafisz przewidywać. Już od Trzech Króli zbierałeś cenne wskazówki od znajomych ci romantyków. Osiedlowi kumple i jeszcze ci spod całodobowego okazali się niezwykle pomocni. Po długich analizach i wewnętrznych dylematach, stworzyłeś wreszcie idealny plan działania.

Kwiaty. Fundament udanej randki. Nigdy jej nie rozpieszczałeś, więc ucieszy się z najmniejszego chwasta, którego dostanie do ręki. Masz chłopie fart. Przy kupowaniu porannej porcji kurczaka z ryżem, zobaczyłeś w Lidlu bukiet siedmiu róż za 2,99. Zaszalej. Niech wie, że masz gest.

Alkohol. Dwa Karpackie na głowę chyba wystarczą? Nie. Decydujesz się na trunek wykwintny. Taki, do którego masz zaufanie, a który doceni także wybranka twego serca. – Czteropak Harnasia i pół litra Żubrówki, poproszę.

Stolik dla dwojga. A konkretniej – loża. I nie dla pary, lecz dla dziesięciu, a po upchnięciu nawet dla dwunastu osób. Ścisk. Ale chociaż muzyka na wysokim poziomie. Bas tak napieprza, że nie słyszysz własnych myśli. Zastanawiasz się, który klub w końcu wybrałeś: – Energy czy Pomarańcza? Piątka różnicy na wejściu to przecież sporo. Wszystko wyjaśnia się, gdy na oparciu waszej loży dostrzegasz napis "Trybson tu był. Był i zaliczył". Czas na dedykację. Podbijasz do dj'a z wymiętoloną karteczką. Nie wiedziałeś co wybrać, więc walnąłeś od serca. To ona, bogini seksu – dla Mariolki, Misio. Dumny schodzisz z podestu rechocząc – He he, ale dojebałem!

Taniec. Zmacają ją przy wszystkich. Niech patrzą i zazdroszczą.

Seks. Ups, zajęte.

Drinki na barze. Dla twojej walentynki frykasy prosto z Hiszpanii, a dla ciebie druga połówka. To w końcu jedyny taki dzień w roku. Niech kobieta zobaczy, że ją kochasz. Jeden kielon, drugi, szósty... śpisz. Budzisz się dwie godziny później. Jest trzecia.

Kolacja. Nie zdążyłeś wymyślić niczego przed imprezą, a czujesz, że żołądek przyrasta ci do krzyża. Poza tym, nie możesz pozwolić, żeby luba chodziła spać głodna. Starasz się zebrać myśli. 2 + 2 = kebab. Najbliższy jest za rogiem. Dużo mięsa, mało warzyw. Co ty kurwa, królik jesteś żeby chrupać sałatę?

Seks podejście drugie. Nareszcie w domu. Teraz musi się udać. Ledwo stoisz na nogach, ale sukienkę zerwiesz z niej bez problemu. Alkohol, który buzuje we krwi, podpowiada ci, że to będzie twoja noc. I była. Po trzech długich minutach rzucasz się zdyszany na plecy mówiąc: – Maleńka, byłaś cudowna. Wszystkiego najlepszego w walentynki.

Foto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz