wtorek, 11 lutego 2014

Na marginesie - Karol Paciorek i Adrian Ligorowski


Karolu,
„Dumbledore przekonał Harry'ego, że nie należy szukać Zwierciadła Ain Eingarp, i przez resztę ferii świątecznych peleryna–niewidka spoczywała na dnie jego kufra” – tak zaczyna się trzynasty rozdział pierwszej części Harry'ego Pottera, którą właśnie czytam. Nie wiem jak Ty Karolu, ale ja, patrząc z perspektywy przeczytanych już w przeszłości książek, zbyt mocno przywiązuje się do książkowych postaci i od czasu do czasu muszę do nich wracać. Książki J.K. Rowling są tego najlepszym przykładem. I choć kartkując je, widzę w nich niejednokrotnie Emme Watson (którą uwielbiam), jest to tylko poboczny powód częstych powrotów. Są one po prostu świetnie napisane i czy tego chcę czy nie, stanowią sporą część mojego życia.
Wisława Szymborska powiedziała kiedyś, że czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie wymyśliła ludzkość. Polacy albo zapomnieli o słowach poetki, albo lubią się bawić troszkę inaczej, bo ponad połowa z nas zwyczajnie przestała czytać. Mówię nie tylko o książkach, ale o czytaniu a właściwie o nieczytaniu w ogóle. Odkładamy teksty na półkę i ściągamy filmy z torrentów. Wolimy oglądać, niż trudzić się składaniem do kupy kilkunastu literek. Wydaje mi się, że zatoczyliśmy ogromne koło. Jako ludzie wyszliśmy od kultury obrazkowej i niejako z lenistwa, na nowo do niej wróciliśmy. Druk idzie w odstawkę, bo zwyczajnie się nie sprzedaje. Łatwiej dotrzeć do ludzi serwując im świeżego mem'a czy zdjęcie, które przecież „wyraża więcej, niż tysiąc słów”. Trzy strony maszynopisu stały się nieosiągalną granicą, której przekroczenie jest trudniejsze niż kiedykolwiek. Samo podjęcie próby przerasta śmiałka i w konsekwencji zniechęca do sięgnięcia po tekst pisany. Nie chcemy czytać, nie lubimy czy może nikt nas tego nie nauczył?
Czytanie jest trendy. W teorii. Bo choć istnieje wiele akcji typu: „Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka” czy „Cała Polska czyta...” itd. w praktyce nikt za tymi trendami nie podąża. Odsetek czytających wciąż nie zasługuje na miano zadowalającego i niestety nie zapowiada się na szybką zmianę. Zamiast czytać, przeglądamy. Artykuły, reportaże, informacje i broszury. Patrzymy na tytuł, ewentualnie lead i przerzucamy na następną stronę. Dłuższe formy wypowiedzi nie mają już prawa bytu i umierają śmiercią naturalną. Wyjątkiem z przyczyn oczywistych jest wywiad. Od zawsze z ogromną chęcią zaglądamy przecież do sypialni innych ludzi. Zwłaszcza tych popularnych. Jeżeli news nie przyciąga tytułem, jego szanse na potencjalny „klik” drastycznie spadają. W końcu możemy mu poświęcić jedynie kilka naszych cennych sekund. Kto by marnował czas w poszukiwaniu zakończenia i puenty? To zabawa, która jest już passé.
Przyzwyczajenie do tekstu, który swą objętością nie konkuruje nawet z bajkami Jana Brzechwy, potęguje strach przed podjęciem próby przeczytania trzystu stronicowej książki. Dochodzi do tego wszechogarniające lenistwo i ogólne przyzwolenie na brak czytania czegokolwiek. Nieczytanie to nic innego jak choroba społeczna. Nie czytasz – nie myślisz. Nie rozumiesz i stajesz się niekompetentny. Do swojego CV, które nota bene nie załatwi ci pracy, bez wahania możesz dopisać analfabetyzm wtórny.
I trochę żal mi tych, którzy rzucili książki w kąt. Na własne życzenie pozbawiając się wspaniałych historii, wzruszeń i setek uśmiechów. Podróżując pociągami uwielbiam patrzeć, jak nieznajoma pasażerka, zaczytana w swojej ulubionej książce, od czasu do czasu uśmiecha się do postaci spotkanych na marginesach kartek. Sam często to robię i wiem, że to bardzo przyjemne uczucie. Te uśmiechy są tak szczere i naturalne, że nie sposób oderwać oczu. Uzależniają niczym dobra książka znaleziona na pchlim targu, prawda?

PS. Wiem, że jestem stronniczy, ale akurat Ty mi to wybaczysz.

Adrianie!
Powiedzenie głosi, że wielbiciel książek nigdy nie chodzi sam do łóżka. Nawet jeśli z najpodlejszym romansidłem, to jednak nie sam, a czyż człowiek ucieka od czegoś bardziej niż od samotności właśnie? 
Często piszesz: 'my', w swoim tekście. Piszesz, że ściągamy filmy, wolimy oglądać, odkładamy na półkę - z pewnością znajdą się tacy, co potraktują to jako obrazę bo nie dość, że oglądają filmy tylko legalnie (no, może poza serialami) to nawet Ulisses na ich półce stoi choć raz przeczytany. I to z ich strony mogą padać argumenty obronne, które są absolutnie słuszne - MY czytamy, MY pracujemy głową, MY mamy wyobraźnię, MY potrafimy odróżnić internetową papkę od dłuższego tekstu i co najważniejsze ten drugi docenić. O tą przynależność właśnie się rozchodzi, chcę przynależeć do grupy 'lepszych', w tym przypadku czytających co z łatwością tłumaczy liczbowy sukces choćby 'Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka' - prawie 50 tysięcy fanów. Pomijając miałkość samej strony, która opiera się na budowaniu niemal romantycznego wizerunku osoby oczytanej/aktualnie czytającej, wychudzonej i biednej z zewnątrz, lecz z tak bogatym wnętrzem, że aż seksownej! Pomijając to zmiękczenie tematu przez administratorów strony, sami 'lajkersi' dają o sobie delikatnie mówiąc średnie świadectwo. Otóż psioczą na książki, o zgrozo - głównie lektury! Nie ma tam faktycznej nawet perwersyjnej chęci do odkrywania treści ksiąg, raczej chęć do zjednywania sobie pozerstwa czytelniczego. Więc tak niespełna pięćdziesiąt tysięcy osób uznaje za seksowne i trendy mieć w zainteresowaniach taką stronę, niech im więc będzie - przynależność do grupy w dzisiejszych czasach jest łatwiejsza do zakomunikowania, niż gdy pies sikając na krzak zaznacza swój teren. Swoją drogą jedno i drugie zajęcie jest wybitnie mało stabilne w skutkach.
Po drugie uwaga, czy koncentracja. Tego od jakiegoś czasu mamy coraz mniej, bo kiedy jeszcze internet raczkował to tak naprawdę tylko ktoś FIZYCZNIE mógł oderwać się od lektury, teraz nie potrafię piętnastu minut wytrzymać bez zerknięcia na Facebooka.
Stephen King ustami jednego ze swoich książkowych bohaterów dał świetną radę odnośnie czytania książek - daj jej godzinę, zwłaszcza nowemu autorowi. Daj książce szansę, nie odrzucaj po kilku stronach szukając jakiejkolwiek wymówki. Jeśli godzina, może dwie, nie przekonają Cię, to pewnie akurat ta książka nie jest dla Ciebie, nic w tym złego, ale trzeba jej dać coś więcej niż tylko zerknięcie na okładkę i przekartkowanie. Stephen właściwie jest odpowiednią postacią do proponowania takiego podejścia, w końcu sam z chirurgiczną sprawnością tworzy kolejne książki, jakkolwiek można mówić, że wtórne, to jednak ja zawdzięczam mu przesiedzenie solidnej części swojej młodości w fotelu z jego historiami. 
Ale jest światełko w tym tunelu nieoczytania - Kindle, Nook, jakikolwiek inny czytnik, który jest po prostu COOL. A z doświadczenia wiem jak można przekonywać ludzi nieprzekonanych, do rzeczy, które w życiu nie byłyby dla nich interesujące wmawiając im, że to jest po prostu TRENDY. Niech Kindle zaraża wirusowo, przez pojawianie się w rękach celebrytów, jak ładnych parę lat temu białe słuchawki iPodów sprawiły, że zmieniło się słuchanie muzyki. Da się? Da się!
Ale o czytnikach, to chyba innym razem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz