wtorek, 11 lutego 2014

Nieład artystyczny


Albo nie! Nazwijmy sprawę po imieniu.Nie żaden artystyczny nieład, tylko zwyczajny burdel. Brak jakiegokolwiek uporządkowania, który spowodowany jest nieobecnością zaledwie kilkudziesięciu sklejonych ze sobą kartek formatu A5. Tak, chodzi o kalendarz. Stary, zapisany jak cholera skończył się ponad dwa tygodnie temu, a z kupnem nowego mam nie lada problem. Nie mogę znaleźć takiego… no! Wiecie o co mi chodzi. W tym wypadku nie pozwolę sobie na żadne niedopowiedzenia. Musi być elegancki, ale i funkcjonalny. To będzie trudne.

OFICJALNY KOMUNIKAT DO PRODUCENTÓW KALENDARZY:
Zróbcie coś z tym!
Jestem wybredny. Ale umówmy się, kalendarz to tak naprawdę jedna z ważniejszych rzeczy jaką nosicie w torebce, torbie czy plecaku. Nie jest „Polityką”, którą kupicie i po tygodniu włożycie do szafy, jako uzupełnienie skrzętnie gromadzonej kolekcji. To inwestycja na 365 dni. W moim przypadku na jedyne 349. Cóż…
Najczęstsza wada jaką spotykam w kalendarzach dostępnych na rynku to brak odpowiedniej ilości miejsca na notatki. Nabadźganych tych dni na kupę chyba z milion i weź się tu człowieku zmieść z planem na cały dzień. Kabaret Moralnego Niepokoju już przyciaśniał hasła w krzyżówce ile się dało, ale ja nie zamierzam zmniejszać rozmiaru czcionki do ósemki. Szanujmy się, jak już mam wydać te trzydzieści złotych na kalendarz, niech będzie zrobiony z głową.
No właśnie, trzydzieści złotych. Dla studenta to kilka naprawdę tłustych dni życia, jeżeli chodzi o jedzenie, albo standardowe 0,7, które pęknie na zbliżającej się imprezie. Wydatek w tych trudnych uczelnianych warunkach niemały. Może zatem wybrać opcję DIY? Zainwestować dyszkę i puścić wodzę fantazji, robiąc coś oryginalnego. Z jednej strony, jedyny taki egzemplarz na świecie, z drugiej zaś, jeżeli coś nie wyjdzie? Mieszko I spisany na straty. To zawsze boli.
Bez kalendarza funkcjonuje się naprawdę trudno. Wiedzą to doskonale ci, którzy w ciągu dnia robią siedem tysięcy rzeczy, spotykając się z milionem ludzi. Tu telefon, tam mail, a jeszcze na kawę obiecałem wyskoczyć. Kto by to spamiętał?! Backup w razie co zawsze się przyda!
Ponarzekałem sobie i uciekam. Może jutro w końcu coś znajdę.

Foto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz